listopada 24, 2015

Marzenia?

Cześć wszystkim, dziękuję za wszystkie te miłe komentarze pod ostatnim postem <3 Zamierzałam pisać regularnie, przynajmniej raz w tygodniu, ale ja tak nie potrafię. Muszę mieć nastrój do pisania, dlatego notka pojawia się dopiero dzisiaj. 

Jak tytuł może podpowiedzieć, dzisiaj nieco o marzeniach, planach na przyszłość. Zatrzymaj się teraz na chwilę, włącz ulubioną muzykę i zrelaksujcie... Pomyśl, jakie są Twoje marzenia. Co chciałbyś robić w przyszłości. Gdzie widzisz się za 10 lat? Będziesz mieszkać w namiocie nad jeziorem czy raczej siedzieć za biurkiem dyrektora największej firmy handlowej w Nowym Jorku? A może nie masz marzeń? W takim razie może jakieś cele? Dalej nie? W takim razie współczuję. Twoje życie musi być naprawdę bezsensowne. 

Moim marzeniem jest zwiedzić świat. Nie, nie szukam przygód. Chcę po prostu zobaczyć, jak wygląda życie gdzieś... Dalej.... Chciałabym zwiedzić Paryż nocą, poopalać się na plażach Miami, przejechać się na skuterze po wąskich uliczkach Rzymu... Kiedy mam dobry humor, lubię sobie wyobrażać, że wyjeżdżam do Nowego Jorku, otwieram własne wydawnictwo i całe dnie spędzam na czytaniu książek, spotkaniach z klientami i obiadach z przyjaciółmi. Poza tym, Nowy Jork, to miasto, które nigdy nie śpi. Kto nie chciałby spędzić tam choćby jednego dnia? Dwudziestu czterech godzin pełnych wrażeń?   

A może na jednej z plaż spotkam jakiegoś przystojnego bruneta o brązowych oczach? Zamieszkamy w domku przy plaży w jakimś niewielkim miasteczku. Będzie mi przynosił truskawki w czekoladzie i naleśniki na śniadanie do łóżka. Będziemy mieć dwójkę dzieci i psa. W sypialni biblioteczkę zajmującą całą ścianę. Wypełnioną książkami, oczywiście. Dobrymi książkami. 

Oczywiście, zanim zbulwersujesz się, że tak nie wygląda rzeczywistość... Muszę Cię rozczarować. Ja to wiem. Ale według mnie, właśnie po to są marzenia. By można było oderwać się choć na chwilę od ponurej rzeczywistości. Od szarych ścian szarych bloków, od szarych ludzi i szarej pogody. 

Już jakiś czas temu czytałam 'Papierowe miasta" Johna Greena. Ten tytuł przypadł mi chyba najmniej z jego twórczości. Ale to nie najważniejsze. Ważne jest przesłanie, które - według mnie - ze sobą niesie. Nie można żyć nadzieją na lepsze jutro. Trzeba tworzyć okazje. Uświadomiłam sobie, że do niedawna sama żyłam z dnia na dzień, mając nadzieję, że jakoś to będzie. Żyłam od piątku do piątku, nie robiłam nic, co mogłoby poprawić moją sytuację. W końcu zrozumiałam, że tak nie można. Na okazje się nie czeka, okazje się tworzy. 

I chociaż wiem, że moje marzenia pewnie nigdy się nie spełnią, dzięki nim mam pewne cele. Wiem, co robić, żeby zacząć podróżować, żeby chociaż odrobinę się do nich przybliżyć. Kto wie, czy naprawdę nie spotkam chłopaka na którejś plaży? Kto wie, czy nie zamieszkam w Nowym Jorku? 

Życzę Wam, żebyście swoje życie przeżywali, cieszyli się chwilą, ustalali sobie plany, cele...
Pozdrawiam cieplutko ♥

listopada 13, 2015

Nie taki diabeł straszny, jak go malują

Witam ponownie ;)
Na wstępie chciałam gorąco podziękować za tak miłe powitanie. Naprawdę, aż się cieplej człowiekowi robi na sercu, kiedy widzi tyle pozytywnych komentarzy ♥ Mam nadzieję, że nie zawiodę Waszych oczekiwań.

Jak się okazało, pierwszy post wcale takim najtrudniejszym nie jest. Schody zaczynają się później... Ale tak to chyba właśnie jest, kiedy chce się pokazać, jakim to inteligentnym i uzdolnionym przedstawicielem się nie jest :') Zastanawiałam się, jaki temat poruszyć, ale nic mądrego nie przychodzi mi na tę chwilę do głowy. Jednak, jako, że mnie aż palce świerzbiły do pisania, postanowiłam po prostu zacząć. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy...

Zauważyliście, że przerażająca większość ludzi chce całej ręki, kiedy dajecie palec? Wystarczy raz pomóc koleżance z ławki na sprawdzianie, a ta następnym razem jest obrażona, kiedy chcesz najpierw zrobić własne zadania, a nie jej. Bo jak to tak? Przecież ona nie może dostać słabej oceny!
To, co mnie przeraża w takich osobach, to triumfujący uśmiech na ich twarzach, kiedy dostaną piątkę ze sprawdzianu. I te wszystkie westchnienia, że tyle nauki, tyle zadań zrobionych... Jasne, szkoda, że to nie oni robią te zadania ;)

Tak samo jest z pracą w grupach. Każdy, kto chociaż raz musiał współpracować z kolegami z klasy, wie, jaka to męczarnia... Chyba, że jest się tym osobnikiem, którego tak wiele osób nienawidzi. Tak samo ja... Nie uważam, że każdy musi się jakoś szczególnie angażować w projekt, ale pewne minimum kultury należy zachować. Nie można siedzieć z założonymi rękoma i udawać, że się myśli z nadzieją, że pracę wykona ktoś inny. Nawet jeśli w grupie jest geniusz, który zawsze robi wszystko sam. Może mu się przecież zdarzyć, że nie będzie mieć czasu, ochoty czy pomysłu i wtedy potrzebuje odrobiny wsparcia ze strony kolegów.
Naprawdę, kiedy człowiek widzi, jak każdy ma go w nosie to się mu odechciewa, a pracę wykonuje na odczep się, w ostatniej chwili, byle tylko nie dostać jedynki. Jak się możecie domyślić, rezultaty nie będą zachwycające i nikt nie będzie zadowolony, ani ten 'geniusz', ani cała grupa, a już tym bardziej nauczyciel. Czasem wystarczy zerknąć na czyjś pomysł, dorzucić kilka uwag, a już człowiek nie czuje się samotny i ma świadomość, że ktoś go wspiera.

A Wy, do której grupy należycie? Siedzicie bezczynnie i czekacie aż ktoś za Was zrobi wszystko czy nie czekając na innych, zabieracie się do pracy?

Jeśli nie chcecie stracić ręki, uważajcie na palce ;)

listopada 11, 2015

Najtrudniejszy pierwszy krok....

Witam wszystkich, z tej strony SleepyGirl aka Zuzanna ;)
Skąd ten pomysł? Otóż za dużo śpię. Większość czasu spędzam w łóżku, z kubkiem ciepłej herbaty. Nawet teraz, kiedy to piszę, siedzę otulona kocykiem. 

Stoję właśnie przed ciężkim problem, z którym zmaga się pewnie większość - o ile nie wszyscy - początkujący blogerów... O czym ma być pierwszy post? Niektórzy zgodnie powiedzą, że taka notka nie powinna się różnić od innych, bo niby czemu ma być wyjątkowa? Post, jak post, tyle, że pierwszy. 
Ja jednak tak nie potrafię i mały głosik w głowie podpowiada mi, żebym chociaż wyjawiła, dlaczego tu piszę. Otóż, po prostu naszła mnie ochota na napisanie swoich luźnych przemyśleń, od czasu do czasu może się pojawić recenzja książki. Jeśli nie masz ochoty czytać wypocin siedemnastolatki, nieco zagubionej w życiu, po prostu zapomnij o tej stronie, usuń ją z historii... Albo nie, bo wtedy jeszcze zajrzysz tu ponownie. A tego przecież byś nie chciał. 
Jeśli jednak nie masz, co robić i akurat trafiłeś tutaj... Witam Cię serdecznie, zachęcam do zostania na dłużej i życzę mnóstwa cierpliwości do moich tekstów. Na razie nie wiem, na ile regularnie będą się one pojawiać, jednak mam nadzieję, że prowadzenia bloga nie znudzi mnie prędko. 

Na tym etapie zakończę pierwszy post. O sobie pisać nie będę. Wydaje mi się, że pewną część mnie można dostrzec już w tym krótkim tekście, a pozostałe moje "ja" poznacie, jeśli tylko zostaniecie na tym blogu.

Miłego leniuchowania ;)



Copyright © 2016 World made of words , Blogger