września 23, 2016

Wszystkim nie dogodzisz

Nie wiem czy wspominałam o tym wcześniej, ale jestem uczennicą liceum, a jednym z moich rozszerzeń jest królowa nauk, Matematyka (użyłam wielkiej litery ze względu na szacunek, jakim obdarzam ten jakże trudny przedmiot). Cóż mogę o tym powiedzieć, przedmiot, jak przedmiot, tylko w domu trzeba trochę więcej posiedzieć przy książkach... Ale nie o tym mowa.
Jak znaczna część moich kolegów i koleżanek z klasy, chodzę na korepetycje. Co prawda nieregularnie, ale jak potrzebuję, mam osobę, do której mogę zadzwonić, a ona przyjdzie, wytłumaczy i świat od razu staje się piękniejszy (naprawdę, wystarczy poprawnie rozrysować funkcję po dziesiątkach przekształceń i ma się wrażenie, że trawa jest zieleńsza, a słońce świeci jakoś mocniej ;) ).

Poza tym, mieszkam w mniejszym mieście, może nie każdy zna każdego, ale cóż... Większość spraw załatwia się 'po znajomości'. Mi to jakoś szczególnie nie przeszkadza. Jeśli czegoś potrzebuję na wczoraj, to tych znajomości szukam, a jak się nigdzie nie pali, to po co się wysilać? Jednak jednej z moich koleżanek znajomości przeszkadzają aż za bardzo. Cóż, może też bym się tak na jej miejscu zdenerwowała, ale wydaje mi się, że troszkę przesadza. Otóż już gdzieś w maju zapisała się na korepetycje u pewnego bardzo rozchwytywanego pana. Ja usłyszałam o nim pierwszy raz i byłam pewna, że musiał co najmniej odkryć jakiś nowy wzór na wyliczanie x z równania. Okazał się przeciętnym nauczycielem, który kazał sobie płacić ponad przeciętne kwoty za 45 minut wspólnej nauki. Mnie to nie kręciło, miałam własną korepetytorkę. Koleżankę owszem, 'wzięło' na jego punkcie. Stwierdziła, że jak nie on, to nikt. I tak czekała do września na swoje korepetycje. Wszystko byłoby dobrze, ale... się ich nie doczekała. Okazało się, że pan nie miał już miejsc. Co gorsza, inna koleżanka, która dzwoniła dopiero we wrześniu, dostała się na te zajęcia. I się zaczęło. Koleżanka na każdym kroku dogryza drugiej, że ta dostaje dobre oceny z matematyki tylko dlatego, że chodzi na korepetycje. Ba, nawet mi się kilka razy oberwało. A dlaczego ta koleżanka nie ruszy tyłka i się nie pouczy? Bo ona chce TEGO korepetytora, a nie innego. No cóż... Na to już nic nie poradzę.

Jednak, kochani, czy uważacie, że korepetycje wystarczą, żeby wszystko umieć? Uwierzcie mi, że nie. Od kilku lat, oprócz zajęć w szkole, uczę się dodatkowo angielskiego, od tego roku również matematyki. I mimo, że mam te dodatkowe kilka godzin miesięcznie, nie znaczy, że nie robię nic innego. Na korepetycjach mam możliwość zapytania o coś, o co bałam się zapytać na lekcji czy po prostu wyleciało mi z głowy. Mam możliwość sprawdzenia, dlaczego zadanie mi nie wychodzi, ale najpierw muszę sama zrobić dziesiątki zadań, żeby mieć, co pokazać korepetytorce. Przecież nie pójdę i nie powiem "Proszę pani, mam problem z tym zadaniem... Jaki?... Noo... Bo mi tu nie wychodzi... Bo to takie ciężkie się wydaje, nawet tego nie robiłam..."
Jeśli ktoś chodzi na korepetycje, nie znaczy od razu, że ma lepiej i że nie musi robić nic sam. Bo, nie wiem, jak dla pozostałych, ale dla mnie korepetycje to jest właśnie dodatkowa samodzielna praca.
Ale nic, rozpisałam się trochę, może niepotrzebnie, wybaczcie. Wracam do rozwiązywania nierówności ;)

Trzymajcie się cieplutko ♥

8 komentarzy:

  1. Hej, ja akurat jestem na humanie wiec rozumiesz ze matma to moja nienajlepsza strona ;) ale uważam ze korki oczywiscie pomagają ale trzeba samemu i tak duzo robić bo z samego "chodzenia na korki" nie dostaje się dobrych ocen ;p zreszta sa przedmioty takie jak np dla mnie matma z których 3 mi w zupełności wystarczy wiec nie poświęcam na nia aż tyle czasu tylko na inne przedmioty które chce zdawać na maturze wiec trzeba myślec normalnie i brać się do roboty zamiast marudzić :))
    onlymomcanjudge.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz, że ja doskonale wiem, co to znaczy xD Sama mam z nią niemałe problemy (z tego powodu korepetycje), ale nigdy nie pomyślałam, żeby po prostu się poddać i ciągle ćwiczę, próbuję. Mimo, że na sprawdzianach zazwyczaj dopada mnie stres, to mam świadomość, że coś umiem i potrafię to nawet komuś wyjaśnić, natomiast sporo osób w klasie cieszy się z 5 ze spr, a gdyby przyszło co do czego, to nie wiedzą co, dlaczego i jak :')

      Pozdrawiam cieplutko ♥

      Usuń
  2. Przez 8 lat zawsze chodziłam na dodatkowy angielski, aby się "dokształcać", nie wiem, jak by mi bez tego szło, ale po pewnym czasie moja korepetytorka zaczęła mnie chwalić, co raczej się jej nie zdarza, po prostu, już tak zostało, że na każdej lekcji mówiła coś innego, zawsze miłego. I bum! Jak do tamtej pory uważałam angielski za jako taki, tak nagle, po prostu to pokochałam. Zaczęłam się uczyć wszystkich słówek, które miałam na tym owym, dodatkowym języku, po pani zawsze mnie pytała, tylko, że teraz czułam się jakbym chodziła po wodzie, o cokolwiek pytała, wiedziałam i stałam się pewniejsza. Niestety, w tym roku pani się zaciążyła, brakuje mi jej, ale moja najgorsza ocena to 4, więc nie potrzebuję jej, ale zwyczajnie za nią i jej tysiącem kserówek, tęsknie.
    Fajny post, pozdrawiam,
    Donatella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do dzisiaj dziękuję rodzicom za to, że kazali mi chodzić na dodatkowe lekcje angielskiego. Dla mnie co prawda to była od początku przyjemność, ale jednak bardziej zaczęłam się przykładać do nauki, kiedy zmieniłam nauczycielkę. Zaczęła mnie chwalić, ale nigdy nie za darmo. Kiedy mówiła, że umiem słówka (a ja wiedziałam, że ich nie umiem) miałam motywację, żeby się jednak ich nauczyć ;)
      Z jednej strony to świetne, że nauczyciele mają na nas wpływ, a z drugiej przerażające, bo wystarczy ktoś zbyt leniwy, żeby dostrzec talent ucznia i dziecko się nie rozwija

      Pozdrawiam cieplutko ♥

      Usuń
  3. Ja chodze od 2 klasy podstawówki do szkoły językowej na angielski i nie wyobrażam sobie bez tego życia. Z tym, że tam mamy zupełnie inną podstawę, inne książki, innym materiał, nie są to takie typowe korepetycje. Zawsze byłam przeciwko (nie wiem sama dlaczego) ale teraz sama zastanawiam się nad korepetycjami z 2/3 przedmiotów, ale przerażam mnie wizja indywidualnej lekcji :') Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru :)

    http://impresjalnie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie nie wyobrażam, żeby chodzić na dodatkowe zajęcia z jakiegokolwiek języka i uczyć się z tej samej książki, co w szkole. Rozumiem jeszcze pojedyncze korepetycje, kiedy ma się problem z jakimś tematem, ale na dłuższą metę to bardzo zły pomysł.

      A indywidualne lekcje polecam, jeśli znajdziesz dobrego nauczyciela ;) Jesteś wtedy w centrum jego uwagi i musisz się skupić na tym, co robisz, bo nie możesz liczyć, że ktoś inny to zrobił (jak często jest w przypadku grupy) Ewentualnie, zawsze możesz poprosić znajomego z klasy, żeby został z Tobą na godzinkę raz w tygodniu po lekcjach i pomagał Ci zrozumieć temat :3

      Pozdrawiam cieplutko ♥

      Usuń
  4. Również jestem w drugiej klasie szkoły średniej, i matematykę mam rozszerzoną. Tyle, że ten przedmiot nie sprawia mi wielkiego problemu, wręcz uwielbiam odrabiać obszerne prace domowe z matematyki. :D I nie miałam nigdy korepetycji, nie chciałam i wciąż nie chcę takich zajęć, może z obawy przed nieznajomymi (ach, ta aspołeczność..), jak przeczytałam fragment o tych koleżankach to mnie zatkało. Może ten korepetytor to jakiś niesłychanie przystojny mężczyzna, że aż zaczęły się o niego kłócić.. W każdym razie ciekawy wpis, przeczytałam również dwa poprzednie i zdecydowałam, że z wielką chęcią zostanę tu na dłużej, obserwuję, i życzę weny do następnego posta. :)

    Pozdrawiam serdecznie,
    http://teatrydium.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem, to jest to jakiś straszy pan ;) A jeśli chodzi o kłótnię, to może źle coś napisałam, ale to jakaś straszna kłótnia nie jest, ot, jedna ma do drugiej pretensje, że ta się dostała, a ona nie. A przecież to nawet nie wina tej dziewczyny.

      A co to aspołeczności, nie można się nie usprawiedliwiać ;) Sama jestem raczej introwertyczką i mam wrodzoną nieśmiałość, a dzięki dodatkowym lekcjom angielskiego coraz łatwiej mi się przełamać w kontaktach z innymi (co roku inna grupa, nowi ludzie, a ciężko siedzieć, nie odzywając się do nikogo)

      Bardzo mi miło, że blog się podoba, pozdrawiam cieplutko ♥

      Usuń

Copyright © 2016 World made of words , Blogger